BGK przy dzieleniu pieniędzy z UE na rewitalizację zacznie uwzględniać tzw. wskaźnik społeczny. Poinformował o tym podczas Forum Regionów w Krynicy.
W naszym kraju są setki zaniedbanych, podupadających dzielnic i osiedli, wymagających rewitalizacji. Wciąż powszechnie kojarzy się ona jednak tylko z samym odnowieniem budynków oraz infrastruktury. Tymczasem, jak uznali zgodnie uczestnicy czwartkowej debaty o rewitalizacji podczas Forum Regionów, rewitalizacja powinna znaczyć dużo więcej, polegać także na podźwignięciu społeczności, zamieszkującej dane osiedle czy dzielnicę.
W Łodzi, o której mówiła prezydent Hanna Zdanowska, działania rewitalizacyjne objęły już obszar kilkudziesięciu hektarów, zamieszkany przez 1 mieszkańców miasta. Są tam m.in. stare kamienice z mieszkaniami, w których brakuje łazienek czy ciepłej wody. Na czas ich modernizacji lokatorów trzeba gdzieś przenieść. To m.in. dlatego władze Łodzi uważają, że „podstawą udanej rewitalizacji jest dialog i współpraca z mieszkańcami”, konsultacje społeczne.
W odnawianych częściach tego miasta mieszka dużo ludzi biednych. Projekty rewitalizacyjne łódzkiego samorządu mierzą się z tym problemem, obejmując pomoc w wyciągnięciu takich osób z bezrobocia czy innej trudnej sytuacji życiowej.
Duże doświadczenie w tej dziedzinie ma już także Ełk. – Jednym z głównych problemów, z jakimi się zmagamy na rewitalizowanych obszarach, jest duża liczba osób długotrwale bezrobotnych – opowiada Tomasz Andrukiewicz, prezydent Ełku. – Mamy tam do czynienia z ubóstwem i apatią, które są przenoszone z pokolenia na pokolenie. Ci ludzie często po prostu nie chcą pracować, przyjmują postawę roszczeniową, uważają, że im się należy. Łatwo jest wybudować drogę czy chodnik, ale przekonać takie osoby do podjęcia pracy to dużo trudniejsze zadanie.
By rozwiązać ten problem, Ełk zdecydował się na zatrudnienie tzw. streetworkerów, których zadaniem jest praca z ludźmi długotrwale bezrobotnymi, z ich rodzinami.